A ja pana R. Franka będę bronił.
Co prawda zgadzam się oczywiście co do tego, że TEN AKURAT pomysł jest nietrafiony, ale żeby od razu równać z ziemią i na wiórki robić?
Robert H. Frank jest świetnym popularyzatorem ekonomii, jego książka „Dlaczego piloci kamikadze zakładali hełmy? czyli ekonomia bez tajemnic” powinna być lekturą obowiązkową na każdym kursie ekonomii – ona nauczyła mnie ekonomicznego stylu myślenia.
Natomiast co do samego problemu poruszanego tutaj – argumentacja powinna być taka, że choć poziom względny między bogatszymi z USA (czy tam Afganistanu, czy obojętnie czego) a biedniejszymi z USA (lub j.w.) pozostanie taki sam, a cały układ przeniesiony zostanie w nieoptymalny punkt równowagi (takie samo zadowolenie przy większych kosztach), to jednak WZGLĘDNY poziom zarówno bogatych jak i biednych z przykładowego USA w porównaniu z resztą świata ceteris paribus wzrośnie – co wystarcza do tego by uzasadnić bezzasadność proponowanego podatku. Jego wprowadzenie mogłoby skutecznie uniemożliwić pozostanie na dotychczasowym WZGLĘDNYM poziomie rozwoju w stosunku do rzeczonej reszty świata – jakkolwiek jednak wypowiadanie się o gospodarce jako o wyścigu nie bardzo mi się podoba.
No i rzecz jeszcze jedna – kto w ogóle powiedział, że względne zadowolenie ma być bezwzględną miarą determinującą ustalanie podatków?